Było sobie pióro – Parker 25

Dawno temu, za górami, za lasami… 
… ludzie chętniej pisali piórami 🙂

Dokładnie tak. Kiedyś pisało się piórami. Dziś to jedno z „oldskulkowych” hobby, bo kto jeszcze pisze odręcznie? Kto chce się zamartwiać, czy zaraz nie zabraknie atramentu? I jaki w ogóle atrament wlać?
A jednak, pióra mają w sobie jakąś małą magię. Może to ta odrobina staranności i niedzisiejszych zabiegów, które trzeba im poświęcić? Pomijam tu sprawy kolekcjonerskie i zbieranie ociekających ornamentami, horrendalnie drogich egzemplarzy, które nigdy nie dotykają papieru. Może to sprawa papieru właśnie?
Jakiś czas temu dzięki uprzejmości kolegi rbit9n wróciłem do pisania piórem – namówił mnie na sympatycznego japończyka zwanego Pilot 78G. Porządkując zaś karton ze starociami natknąłem się na starego Parkera 25. Ładne, proste pióro z końcówki lat ’70. Korpus z lekko szczotkowanego aluminium, z barwnymi dodatkami na skuwce. Niestety, ów egzemplarz miał bardzo nieprzyjemny defekt: ułamaną końcówkę stalówki. Uszkodzenie niemal niewidoczne, ale zupełnie uniemożliwiające pisanie. Wyglądało to tak:

Trochę pogrzebałem w internecie i znalazłem sklep penhome.co.uk, w którym można było zakupić zamiennik. Ponieważ to nie jest bardzo wyszukane pióro, sprzedawana była od razu stalówka z oprawką. Pasowało mi to, bo wolałem zmienić kolor oprawki na czarny – by pasowała do skuwki mającej czarne elementy. W sprzedaży pozostały jedynie stalówki w rozmiarze EF, ale to też świetnie – wolę cieńszy ślad pióra na papierze. Do kompletu zamówiłem konwerter, by nowa stalówka miała z czego pobierać czarną maź. Przesyłka z Epping w Anglii szła parę dni i oto jej zawartość

A po połączeniu z „moją” częścią pióra uzyskałem taki oto efekt:

Cóż, nie mogłem się powstrzymać i napełniłem pióro przed zrobieniem zdjęcia, więc stalówka nie lśni. Ale czy pióro nie jest od pisania?
Ano jest. „Europejska” stalówka EF jest grubsza od „japońskiej” F, ale atrament podawany jest dość oszczędnie. Po dłuższej przerwie w pisaniu trzeba lekko docisnąć pióro do papieru by atrament się ruszył, inaczej będzie go trochę za mało. Później pióro sunie po papierze miękko, bez drapania, daje dużo radości z zaczerniania kolejnych centymetrów.

Jedyny minus to mniej dokładne spasowanie obsadki i skuwki. Choć po wsunięciu trzymają się siebie pewnie, to jest maleńki luz przez który skuwka się lekko telepie – powstaje wrażenie jakby coś było niedokręcone. Cóż, pióro produkowano przez 10 lat, coś się mogło w kolejnych partiach zmienić. Nie zmienia to faktu, że moja „nowa” 25 to piękny aluminiowy kawałek frajdy.

2 komentarze do “Było sobie pióro – Parker 25”

  1. Dzień dobry, mam dokładnie ten sam problem, tyle że mnie stalówka ułamała się sama podczas pisania 🙁 Czy pamięta Pan może koszt całej operacji? Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *