Mało się dzieje na blogu. Zimowy brak światła przygniótł mnie fotograficznie, trudno mi cokolwiek naświetlić. Nie widzę kadrów wokół mnie – i już. Nie ciągnęło mnie też do wywoływania odbitek, miałem poczucie, że wszystkie ważne zdjęcia już mam na odbitkach – choć tak oczywiście nigdy nie jest. Skanera też mi się nie chciało pożyczyć, choć parę ciekawych slajdów czeka na ucyfrowienie przed zaramkowaniem.
Ze swoistego marazmu (po części usprawiedliwionego brakiem czasu) wydobył mnie Pentacon Six. Przypadkiem miałem w domu parę szkieł, ale bez korpusu i zdecydowałem się uzupełnić zestaw o aparat. Odpowiada mi jego prostota i surowa ergonomia, trochę przeszkadza słaba matówka. Zobaczymy, na ile mój bezstatywowy styl sprawdzi się na średnioformatowej lustrzance… Dam znać 🙂