Wakacyjne podsumowanie – czego się nadźwigałem niepotrzebnie :)

Przyznam się bez bicia: dłużej zastanawiam się nad wyborem aparatu niż miejsca na wakacje 🙂 Zdjęcie można zrobić wszędzie, ale który aparat wziąć? Które obiektywy? Ile będzie mi się chciało nosić?

Ostatni wyjazd to lekkie podejście. Agfa Isolette jako średniak, Nex jako cyfra, S2 jako mały obrazek z trzema obiektywami: 28, 50 i tu niespodzianka: 135 mm. Nie chciałem targać 85 i byłem ciekaw, jak sprawdzi się stare szkło Yashiki.

135mm to dziś mało popularna ogniskowa. Daaawno temu – praktyczny koniec możliwości ostrzenia przez dalmierz. Optycznie to sonnar, u mnie światło 2.8 i ostrzenie minimalne 1,5 metra. Jak się sprawdziło?

Okazuje się, że po podpięciu do NEX’a (czyli matryca APS, tnie część kadru) 135 jest fajną portretówką. Dzieci nie robią min, bo nie zwracają uwagi na aparat oddalony o kilka metrów. Ostrość po delikatnym przymknięciu świetna, plastyka rozmyć mogła by być bardziej miękka. Zestaw świetnie się sprawdzał też do ptaków, tych żywych i tych metalowych 🙂

Przykładowe zdjęcie:

Ostatecznie jakieś 90% zdjęć zrobiłem Nex’em ze standardowym zoomem. Raz podpiąłem szerszy kąt, 16mm. Isolette użyłem do JEDNEGO zdjęcia (a miałem 5 filmów w zapasie), większość czasu aparat przeleżał w bagażu. Małym obrazkiem przekręciłem ok. 40 klatek, ale co się go nanosiłem w upale to moje 🙂 Może w weekend wywołam filmy, zobaczymy co się udało.

Majówka, czyli warto mieć zapas

Przed każdym wyjazdem mam dylemat – jaki aparat zabrać? Nie jestem kolekcjonerem, ale przez te kilkadziesiąt lat hobbywania fotografii parę kilo sprzętu się uzbierało. Tylko mały obrazek, czy też średni? I jak ciężki średni? Na szczęście porzuciłem już negatywy kolorowe oraz format inny niż kwadratowy w średnim formacie, bo zawsze to parę wymiarów decyzyjnych mniej 🙂

Tym razem na majówkę zdecydowałem się na ultra ciężki wariant – Pentacona Six’a z czterema szkłami (50, 80, 120, 180) i sporym statywem. Chciałem zrobić parę portretów majowemu krajobrazowi, a może jakiś ludek też się nawinie? Na bardziej ruchliwe ludziki mały obrazek z tradycyjną trójką (28, 50, 85) i na wszelki wypadek XA. 10,5 kg sprzętu bez statywu, ale za to zebrane razem w stareńkiego LowePro coś tam. Statyw sam się w nim nosi 🙂 I nawet mam go na zdjęciu razem z Sixem, o tu:

Okazało się jednak, że w światłomierzu padła bateria. Myślę sobie – spoko, w małym obrazku jest przecież spot – a tu też padła bateria… Nie przepadam za pomiarem cyfrówką, więc zorganizowałem drugi światłomierz – niech żyje rodzina 🙂 I lepiej mieć zapas 🙂

Przy okazji sprawdzałem, jak radzi sobie telefon komórkowy jako aparat i światłomierz. Cóż, obiektyw szerokokątny to nie jest co, co zawsze się sprawdza. Coś tam można porzeźbić (zdjęcia w tym wpisie o tym świadczą), ale szału nie ma. Apka Light Meter Free jest całkiem ok, ale pomiar światła padającego (mój ulubiony) jest mało wygodny. Jednak kiedy brak Lunasixa, ratuje skórę 🙂

A tu dowód, że używałem nawet wężyka! Naprawdę zwolniłem robiąc zdjęcia, czekałem na światło, właściwe ustawienie głów i takie tam 😉 Byłem tak skupiony na łabędziach, że nie zauważyłem jak tuż koło mnie przeszła sarna!

Miłą niespodziankę sprawił mi statyw. Od wielu lat bronię się przed nim jak mogę, ale Six ze 180 kazał mi zmienić zdanie. Niezbyt wyraźna matówka wymaga stabilności, a parę kilogramów ćwiczy rękę aż zanadto.

To jednak nie koniec przygód. Gdy robiłem zdjęcia malowniczo zaniedbanej gorzelni, niespodziewanie zepsuł się Six. Pokrętło do przewijania filmu zostało mi w ręce 🙁 Niemiła niespodzianka, ale usterka mam nadzieję drobna. Warto mieć zapas, wspominałem coś o tym?

A zdjęcia? Czekają na wywołanie. Na parę ujęć ostrzę sobie trybiki kolumny powiększalnika, może coś tu wrzucę. Mogłem zrobić parę rzeczy więcej, ale mówi się trudno. Za mało korzystałem z filtrów kolorowych, mogłem z ciekawości zrobić to samo ujęcie małym i średnim formatem… Póki co cieszę się, że pomysł na Sixa z kilkoma szkłami wypalił, bo pewnych rzeczy standardowym obiektywem bym po prostu nie zrobił.

Trójkąt tu, trójkąt tam

Dłuuuga przerwa… Cóż, na blogu zamieszczam tylko wybrane zdjęcia, praktycznie bez ludzi – a takich robię dość niewiele. Zwykle fotografuję bardziej lub mniej bliskie mi osoby i generalnie nie upubliczniam tych ujęć tutaj. Czasem jednak próbuję czegoś innego 🙂

Późną zimą odwiedziłem okolice Bałtowa, gdzie zwiedziłem m.in. ciekawy jar ze śladami dinozaurów. Słońce już powoli opuszczało wąwóz, ale udało mi się złożyć kilka kadrów. Ciągnie mnie teraz do ciemni, oj ciągnie…

Tak naprawdę to mam jednak kłopot z podobnymi kadrami. Staram się znaleźć interesujące kompozycje, światło – ale czegoś mi brakuje. Bo czy taki zdjęcie jak niżej, nie jest ciekawsze?
Hmm….

Rozterki kadrowania

OK, mamy zdjęcie. Zrobione raczej szybko podczas wycieczki, czas goni, ledwie statyw dało się rozłożyć. Tyle rzeczy wokół, na czym się skupić? Bezpieczne wyjście – szeroki kąt, by jak najwięcej uroku miejsca złapać w jednym kadrze. Przykładowo tak:


 To fragment ścieżki „Bright Angels” w Wielkim Kanionie. Piękne miejsce, jest na czym zawiesić wzrok.

A teraz blog. Założyłem sobie, że cykl „USA” będzie składał się raczej z kwadratowych zdjęć. Jak zatem skadrować w kwadrat powyższy widok? Może tak, skupiając się na samotnej chmurze?

A może lepiej skontrastować ze sobą mikrą zieleń, przestrzeń nieba, nadchodzące załamanie pogody?

Decyzje…

PS: a czym jeszcze różnią się te zdjęcia? 🙂