Pojawił się pewien problem. Niemal jak z reklamy – czy ta biel jest naprawdę biała?
Tym razem nie zamieszczam zdjęcia – jest rodzinne. Problem widać na fragmencie obok: odbitkę zeskanowałem ze zwykłą kartką papieru w tle. Można oczywiście ściemniać, że to specjalnie tak ciepło itp., ale ściemniałem w ciemni. W świetle dziennym czuć brak bieli, nie ma jednego z punktów zaczepienia w ocenie kontrastu.
I tu pojawia się zagadka: gdzie podziała się biel? Czy winne jest oświetlenie ciemni? Stara Agfa dymi? Zła kombinacja chemii? Przyznam, że jest bardzo konserwatywnym ciemniakiem i trzymam się tych samych chemikaliów od lat. Wcześniej (dwa lata temu?) problemu nie było, ale może koncentraty trafił przysłowiowy ząb czasu? Podejrzewam papier, bo nawet na b. krótko świeconych próbkach bieli brak. Może pomoże fotomutante tóxico, który ma mi zrobić magiczny eliksir dla takich papierów z bolączką? Zobaczymy, dam znać.
Swoją drogą warto mieć w ciemni dwa porządnie wywołane kawałki papieru: nienaświetlony i prześwietlony. Skrajne biel i czerń. Ja swoje trzymam w miejscu, w którym oceniam próbki i testowe odbitki. Mam punkty odniesienia. Łatwo wtedy też zauważyć, że chemia pracuje gorzej i nie wyciąga już głębokich czerni lub że biel gdzieś się kurzy… No właśnie, ale gdzie?
cdn…