Back to work, czyli urzekła mnie twoja historia

Czasem nie lubię fotografować na filmie. Człowiek się stara, łapie kadry, wywołuje po paru miesiącach zapodziany w międzyczasie film i na koniec okazuje się, że ktoś zrobił krzywą minę, inny wypadł z płaszczyzny ostrości, a tam gdzie wszystko ułożyło się ok film zagiął się film przy ładowaniu do koreksu… Pewnie dlatego nie ciągnie mnie do dużego formatu – raz spróbowałem i liczba możliwych błędów do popełnienia mnie przerosła 🙂

Jednak ta nieprzewidywalność to też wielka frajda. Robienie zdjęć klasycznym aparatem, a najlepiej takim bez jakiejkolwiek automatyki, to po prostu świetna zabawa. Dołóżmy do tego ciekawe miejsce, dobre światło i ulubiony motyw – jest super! I niedawno miałem taką sytuację. Naświetlałem klatkę za klatką, ale naszła mnie wątpliwość – czy migawka aby na pewno się otwiera? Fotografowani nie byli w stanie ocenić, w sumie 1/250 i f8 nie jest łatwe do uchwycenia. Film się skończył, została niepewność.

Wracam do domu. Staram się jak najszybciej wpaść do ciemni. Trochę chemii do wywoływania filmów jest, w harmonijce z wywoływaczem jest 350 ml D76, a na stopie i fixie trzy kreski – przerobiłem w nich trzy filmy. Wszystko jest w sam raz, łączę wywoływacz z wodą robiąc 1:1, sprawdzam temperaturę – 23 stopni, wprowadzam korektę do czasu wywołania i jazda. Rutyna. Luzik. Ale w trakcie utrwalania zauważam jedną rzecz: w harmonijce nie było stocka, ale roboczy 1:1 sprzed 3,5 miesiąca… Dla laików (któryś dotarł dotąd? ;): wywoływacz jest przepracowany, niemal na pewno bez energii, a na dodatek jest go za mało w roztworze by dobrze wywołać film.

Niepewność zmieniła się w rozpacz.

Trudno, proces to proces, doprowadzam go do końca. Tak szybko jak tylko mogę zaglądam do środka – UFFFF! Film udało się wywołać, a nawet wygląda całkiem dobrze. Zostawiam do wyschnięcia. Następnego dnia tnę na paski, oglądam przez lupkę – jakieś podejrzane kropki. Resztki utrwalacza? Ziarno? Odbitka pokaże?

Zanim mogłem wołać papier, musiałem trochę posprzątać ciemnię. Nie robiłem odbitek ładnych parę miesięcy, kurz zdążył osiąść w wielu miejscach :I Ale w końcu odpaliłem powiększalnik, zdecydowałem się odbijać w kwadracie 18×18 zachowując mniej więcej to co na negatywie. Hmm czasy za krótkie, szybka zmiana głowicy z kondensorowej na mieszaną i już można pracować… Próbka raz, poprawa kontrastu dwa i gotowe!

I tak siedem razy z negatywu, który miał w sumie dziewięć klatek. Zrobiłbym jeszcze ósmą, ale już miałem trochę dość. Dawno już nie miałem tak dobrej serii. I jak tu nie kochać fotografii? 🙂

Zmiana warty

Skoro w szkole każą przynieść zdjęcie z Warszawy/Mazowsza, to czemu właściwie to ja mam je zrobić? 🙂 A więc spacer, parę ujęć, potem wspólne wołanie filmu, a następnego dnia krótki kurs co-gdzie-jak i gotowe!

I tak właśnie kolejne pokolenie wkręca się w ciemnię 🙂

Skaner więcej zepsuł niż pokazał, odbitka wyszła całkiem całkiem!

Split-grading w praktyce

Dziś parę słów o tytułowej ciemniowej technice. Split-grading, zwany po polsku metodą rozdzielonych kontrastów, jest w swojej istocie prosty. Papier wielogradacyjny trzeba naświetlić dwoma filtrami: bardzo miękkim i bardzo twardym, dzięki czemu łatwiej poradzić sobie z kontrastem i tonami. Rzadko ją stosuję, bo jeden trafnie dobrany filtr zwykle wystarcza. Czasem znalezienie właściwej kombinacji może trwać długo albo odbitka zawiera specyficzny układ tonów – wtedy  właśnie sięgam po split-grading.

OK, czas na konkrety. Dzięki „pomocy” poczty, która pogięła przesyłkę z odbitką dla kolegi, wróciłem do poniższego zdjęcia cmentarza koło Zawadki Rymanowskiej. Wygląda inaczej niż poprzednio? Zmieniłem głowicę z kondensatorowej na kolorową i nie zaglądałem do notatek 🙂 Kluczowy dla tego zdjęcia jest śnieg w dolnej połowie: ma swoją fakturę, ale powinien zostać biały. Jak to zrobić w technice split-gradingu?

Najpierw poszukamy odcieni szarości śniegu. Na głowicy kolorowej ustawiam skrajny miękki filtr, w tym przypadku było to „00” czyli M105. Naświetlam pasek testowy siedem razy co 2 sekundy i otrzymuję to:

OK, widać gdzie śnieg zaczyna szarzeć? To są naprawdę niuanse, więc skan może tego nie pokazać idealnie, ale uwierz: środkowy pasek jest ok, a zatem  ten naświetlany przez 10 sekund. To jest nasza baza.

Teraz bierzemy drugi pasek testowy i naświetlamy go w całości przez 10 sekund. Przestawiamy filtr w głowicy na skrajnie kontrastowy – u mnie to M200, czyli niemal „5” – i znów naświetlamy po kawałku. Pięć razy po 2 sekundy, wywołujemy i oceniamy:

Gdzie śnieg utrzymuje jeszcze swoją biel? Gdzie cienie zyskują czerń? Dla mnie ok jest pasek drugi od góry, czyli 8 sekund.

Czas na naświetlanie odbitki: 10 sekund filtrem „00”. Potem 8 sekund „5”. Na wszelki wypadek przy naświetlaniu „5” przysłaniam partię śniegu na 2 sekundy, a także dodaję 2 sekundy na chmurach w lewym górnym rogu dla ich uwydatnienia.

Gotowe!

O wymienianiu się odbitkami

Dobre odbitki nie robią się same. Dobry kadr, poprawnie naświetlony i wywołany negatyw, sprawna ciemniowa maszyneria, chemia i papier – bez tego wszystkiego jest pod górkę. Ale to zaledwie fundament  odbitkowej budowli. Potrzebne są też czas i pomysły, a także rodzaj ciemniowej wyobraźni, czasem zwanej prewizualizacją. Skąd ją wziąć?

Warto oglądać inne odbitki. Po prostu. Na wystawach fotograficznych, w dobrych albumach, od biedy w internecie – o ile nie patrzymy na cuda photoshopowych magików. Można też po prostu spotkać się kolegami i wzajemnie oglądać prace. Trochę gorzej, gdy żaden z nich nie mieszka w klatce obok – tu z pomocą przychodzi internet. Moi najlepsi ciemniowi kumple mieszkają w Londynie i w Rzeszowie, tego drugiego nie widziałem nigdy na żywo, ale wiem jak sobie radzą przy powiększalniku! Po prostu wymieniamy się odbitkami za pośrednictwem poczty 🙂

Nawet jeśli nie znamy nikogo, nie jest to przeszkodą. Na najlepszym polskim portalu poświęconym fotografii tradycyjnej – korexie – od lat organizowane są wymiany odbitek. Wystarczy się zgłosić i organizator dobierze kogoś do pary. W ten sposób dostałem sporo bardzo ciekawych prac, robionych w rozmaitych technikach i zwykle na bardzo wysokim poziomie. A co odsyłałem?

I tu zaczyna się dramat. Lubię robić zdjęcia, lubię siedzieć w ciemni, ale na moich zdjęciach jest moja rodzina – a po co koledze z Wrocławia portret czyjegoś synka? Dlatego przy każdej wymianie mam ogromny dylemat – co wysłać? Jaką zrobić odbitkę? Pamiętam o tym będąc na różnych wycieczkach i próbuję fotografować pejzaże, cuda przyrody czy zabytki. Naprawdę się staram, pilnuję światła, korzystam z filtrów itp. – ale i tak potem czegoś mi brakuje w tych kadrach… Przez jakiś czas jestem zawiedziony, ale potem znów próbuję 🙂

Powyżej praca, którą wysłałem na ostatnią wymianę. By było ciekawiej, użyłem techniki split-grading by zapanować nad szczegółami śniegu i nie zgubić cieni. Mam wrażenie, że się udało, choć trochę brakuje czerni. Zobaczymy co powie adresat 🙂 Zdjęcie z małego obrazka na przeterminowanym o 15 lat T-Maxie 100, wołanym w D-76 1+1, papier to Ilford Multigrade IV RC w ciepłym wywoływaczu. Innego już w ciemni nie miałem, a pozostałą chemię też musiałem specjalnie kupować – nie zauważyłem, jak się zestarzała lub zniknęła 🙂 Skan odbitki.

Teraz czekam na pracę przeznaczoną dla mnie. Jestem bardzo ciekaw, co dostanę i jak ktoś patrzy na świat. Może zgodzi się, bym skan pokazał tutaj?

Po trochu wyciągane z lochu

Mam pięć segregatorów z negatywami, w każdym po ok. 50 koszulek z wywołanymi filmami i odpowiadającymi im stykówkami. To trochę ponad 200 filmów zrobionych przez kilkanaście lat. I dużo, i mało – taki Gary Winogrand zostawił po śmierci kilka tysięcy nie wywołanych rolek filmów i drugie tyle wywołanych, lecz nijak nie opisanych 🙂 Ale do rzeczy: w tych 5-6 tysiącach klatek można znaleźć różne motywy. I to właśnie uratowało mi ostatnio skórę.Pilnie potrzebowałem zrobić dla znajomego odbitkę, ale bez mojej rodziny w kadrze. Odpada 95% ujęć, wciąż jednak zostaje kilkaset zdjęć do wyboru 🙂 Potrzebowałem czegoś kojarzącego się z naturą, zwierzętami lub wsią – i po kilkunastu minutach przeglądania stykówek znalazłem powyższe ujęcie!
Przedstawia pole rozciągające się w otulinie Lasu Kabackiego, które ktoś wciąż pracowicie uprawia. Zwykle rośnie tam kapusta lub koniczyna. Na pierwszym planie jest ciągnik, klasyczny polski Ursus. Akurat gdy naświetlałem film nr 51 ktoś zaparkował go obok ścieżki prowadzącej do Ogrodu Botanicznego i pozostawił 🙂

Odbitka była w sumie prosta, zdjęcie na Delcie 100 wołanej w D76 1+1 naświetliłem przez odpowiednik filtra „3” na Ilforda Multigrade IV właściwie bez korekcji, trzy paski testowe wystarczyły – pierwsze do czasu, ostatni do filtracji. W domu czekała już czarna ramka 18×24 i prezent gotowy 🙂

A przy okazji zrobiłem dwie inne odbitki, z klatek naświetlonych dziewięć i sześć lat temu. Może je tu wrzucę…

10/52, czyli witaj barycie!

Jakiś czas temu nieopatrznie zapisałem się na wymianę odbitek. Na korexie jest taka wspaniała akcja, w której uczestnicy parami wymieniają się zrobionymi przez siebie pracami. Kilka lat temu brałem w niej udział, ale nie bardzo wiedziałem co zrobić z otrzymanymi zdjęciami. Część pasowałaby do niejednej galerii, część razi podstawowymi błędami ciemniowymi…

Cóż, sam wróciłem do ciemni, pomyślałem: cóż łatwiejszego niż zrobić jedną odbitkę więcej i wysłać koledze? Otóż tak łatwo nie jest…

Nie wypada wysłać złej odbitki. Po co też komuś zdjęcie mojego dziecka? To powinna być prawdziwa FOTOGRAFIA! Czasu niby miałem sporo, ale wciąż odsuwałem wybór właściwej klatki do powiększenia. W końcu w zeszłym tygodniu zacząłem nawet coś dłubać, ale to nie było to…
Ale za to wczoraj… ta dam!

Oto i moja praca. Faktury ładnie się wyróżniają na odbitce. Co więcej, dobre zdjęcie wymaga dobrego papieru – nie jest to zatem wyleżakowana Agfa, ale porządny Ilford Multigrade na podłożu barytowym. Taką odbitkę naprawdę inaczej trzyma się w ręce, lepiej się ją ogląda, choć trzeba jej poświęcić więcej uwagi. Kluczowe jest płukanie – bez tego resztki chemii prędzej czy później zniszczą zdjęcie, pojawią się przebarwienia i plamy…

Kiedyś bardzo obawiałem się tego dodatkowego elementu procesu. Ile trzeba płukać? Godzinę? Szkoda wody! Tak naprawdę nie jest to takie skomplikowane, wystarczy kilka zmian wody – i to dosłownie po parę milimetrów w kuwecie. Chemię tego procesu opisał kiedyś Mike Johnston, odszukam w wolnej chwili linka i go wkleję… (parę słów jest tutaj)

Praca w tej chwili prasuje się pod paroma słownikami, jutro ją wyślę. Z technikaliów: Ilford Delta 100 w średnim formacie, wołany w D76. Miło się na nią patrzy… Wrócę do barytów, dają mnóstwo radości z ciemniowego trudu!